wtorek, 30 czerwca 2015

Ważne!

Będę szczera - Tajemnice Awnas to kolejny (drugi) blog, którego nie udało mi się dokończyć.
Wy, chyba, też nie byliście zadowoleni z ostatnich rozdziałów. Przyznam, że ten blog zajmował ważne miejsce w moim sercu i nadal będzie zajmował, ale nie dam rady go zakończyć tak jak przypuszczałam.
Powód jest prosty - nie interesuję się już tymi bohaterami. Już od dawna irytowało mnie to, że nie mogę stworzyć własnych postaci, które staną się głównymi bohaterami, że nie mogłam nadać im znaczących imion, wyglądu.
Od jakiegoś czasu zaczęłam wymyślać nowe historie z zupełnie innymi bohaterami i bez wątku romantycznego. Bardzo mi się to spodobało i uznałam, że pora skończyć z Raurą.
Ale jedna rzecz mnie jeszcze przetrzymywała. Chodzi o to, że bez znanych bohaterów nikt nie usłyszy o blogu. Mam jednak nadzieję, że po przerwie wrócę do blogosfery z nową, własną opowieścią. A Wy wrócicie razem ze mną.
Jeżeli chcielibyście poznać zakończenie Awnas w średniej długości streszczeniu, to śmiało piszcie w komentarzach.
Wiem, że to nie odpowiedni czas, ale chciałabym Was zaprosić na mojego innego bloga, w którym jest coś o mnie. Na razie są tam dwie notki, trzecia będzie za niedługo, a taki prawdziwy początek jest planowany na wrzesień, ale serdecznie zapraszam. Na Purpurowym Deszczu możecie się doszukać też odpowiedzi dlaczego piszę tak jak piszę.
Dziękuję za uwagę i, mam nadzieję, do zobaczenia!

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 14

Obudziłam się zdyszana. Usiadłam, odgarnęłam włosy ze spoconego czoła i odrzuciłam kołdrę. Pstryknęłam i nad moją głową pojawiła się świecąca kula. Podeszłam do torby i wyciągnęłam z niej butelkę wody. Drżącymi rękoma odkręciłam zakrętkę i upiłam duży łyk. Znowu sięgnęłam do torby. Tym razem po pudełeczko z tabletkami uspokajającymi. Usiadłam na materacu, rozmasowując piekący znak na nadgarstku i połknęłam tabletki.
Od dwóch tygodni, czyli od początku naszej podróży, męczył mnie jeden koszmar - śmierć Iris i Rossa.
W ostatni poniedziałek dowiedzieliśmy się o ucieczce Alberta ze szkoły. Byliśmy pewni, że jeżeli znajdziemy jego, znajdziemy też Shetaniego.
Butelka i tabletki wypadły mi z rąk. Ściemniło się, a do moich uszu dotarł cichy szum.
- Tęskniłaś? - Spojrzałam w czarne jak węgiel oczy.
Nieśmiertelny Elf usiadł obok mnie i chwycił mnie za rękę. Syknęłam z bólu.
- Nie powinno już boleć... - powiedział. Jego palce rozjaśniły się przez chwilę. Poczułam na znaku przyjemny chłód, przynoszący mi ulgę.
- Zaraz zacznę krzyczeć - powiedziałam i wyrwałam swoją rękę.
- Nie mam zielonego pojęcia dlaczego się tak zachowujesz... Przecież ci pomagam. - Na twarzy Shetaniego pojawił się uśmiech.
- Jesteś diabłem, zabiłeś tyle niewinnych osób... - zaczęłam, ale elf odebrał mi mowę.
- A może oni wcale nie byli tacy niewinni? Może to nie ja jestem tym złym? Może to te "niewinnie osoby" wcale nie są takie niewinne? - wstał i zaczął chodzić w kółko z rękoma założonymi na piersi.
Popatrzyłam na niego prosząco, a on znowu się uśmiechnął. Poczułam magię, która przywracała mi głos.
- Nie wierzę ci - powiedziałam. Nieśmiertelny podszedł do mnie i uklęknął przy mnie. Położył zimną rękę na moim policzku.
- Proponuję układ - szepnął.
- Jaki?
- Będę do ciebie codziennie przychodził, przez dziesięć dni, a ty niczego nie powiesz. Nikomu. W zamian odnajdę twojego ojca i przestanę cię męczyć koszmarami.
- Więc to twoja sprawka. Ale skąd... - chciałam zapytać.
- Mam swoje sposoby. Zgadzasz się?
- Nadal ci nie wierzę. I za chwilę naprawdę zacznę krzy...
- Raczej nie - przerwał mi i mnie pocałował. Starałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Udało mi się choć odrobinę podnieść, ale popchnął mnie na łóżko i zawisł na mną, nadal mnie całując. Traciłam siły, nie mogłam się chociaż próbować bronić. W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i już nic nie pamiętam.

Reszta nocy minęła mi spokojnie, pewnie Shetani uznał, że zgadzam się na układ.
Kiedy wstałam, było już po świcie. Wyszłam z namiotu z ręcznikiem i ubraniami na przebranie. Przywitałam się z Rossem, który chował magiczne namioty do pudełka po zapałkach. Po drodze spotkałam się jeszcze z Iris, która robiła coś na śniadanie. Mieliśmy ruszyć za śladami Alberta, który ciągle był krok przed nami.
W ciągu dwóch tygodni, opuściliśmy śnieżne części, które były specjalnie przygotowane, aby nowi uczniowie czuli się dobrze w nowym miejscu. Byliśmy daleko, tam, gdzie trwało gorące lato.
Wyszłam z lasu i znalazłam przepiękne jezioro przy jakiejś górze zarośniętej roślinami.
Rozejrzałam się i skinęłam palcem. Pojawił się przy mnie głaz, na który rzuciłam ubrania. Ruszyłam ręką i ze wszystkich stron ukrył mnie ręcznik. Rozebrałam się i powoli weszłam do wody. Zanurkowałam i obejrzałam podwodny świat. Na wschód znalazłam podwodną jaskinię.
Wynurzyłam się i zaczęłam płynąć w jej stronę. Zaczerpnęłam powietrza i wpłynęłam do jaskini.
Nie było trudno, ale kiedy zaczynałam się wynurzać, zabrakło mi tchu.
Kiedy moja głowa znalazła się nad taflą wody, zaczęłam głęboko oddychać.
Było ciemno, wręcz czarno. Nic nie widziałam, Pstryknęłam palcami i na wysepce na środku wody pojawiły się świece. Dopłynęłam do wyspy i przytrzymałam jej się przez chwilę. Kolejne pstryknięcie i na wyspie pojawiły się moje rzeczy. Byłam spokojna, wiedziałam, że nikt mnie tu nie zobaczy.
- Mam wyczucie - usłyszałam za sobą. Rozejrzałam się i otworzyłam usta ze zdziwienia. Na wysepce siedział Shetani. Zaśmiał się.
- Chyba mogę się przyłączyć? - zapytał.
- Nie, ja już kończę - powiedziałam wystraszona.
- A nie miałaś się wykąpać?
Westchnęłam i pstryknęłam palcami.
- Tylko jest taka jedna sprawa... Chyba zgubiły się twoje ciuchy.
- Nie ma problemu, przywołam je - powiedziałam z uśmiechem.
- A jednak jest problem. Musiał to zrobić ktoś naprawdę rozwinięty magicznie. Nie dasz rady.
- W takim razie je wyczaruję.
- Ale to będzie tylko iluzja. A ktoś naprawdę rozwinięty magicznie widzi przez iluzję.
- Więc mam nadzieję, że ten ktoś będzie patrzeć gdzieś indziej.
- Ten ktoś spróbuje, ale niczego nie obiecuje. Jest jeszcze wcześnie, zjesz coś? - zapytał Nieśmiertelny.
- Może wieczorem, zgodnie z układem - stwierdziłam.
- Nasz układ nie mówił ile razy dziennie mogę się z tobą spotykać. Do zobaczenia.
- Zaczekaj! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam, że zamienia się w dym.
- Tak?
- Czemu mnie wczoraj całowałeś?
- To o wiele przyjemniejszy sposób na rzucanie Uroku. Może kiedyś spróbujesz.

~*~
Bardzo przepraszam, że tak dawno mnie nie było i pewnie jeszcze przez jakiś czas nie będzie.
Tajemnice Awnas są coraz bliżej zakończenia, a ja chcę wystartować z czymś nowym. Postaram się napisać jakieś rozdziały do przodu i wtedy zacznę pracę nad nowym blogiem, który najprawdopodobniej będzie też o Raurze. Mam nadzieję, że przy epilogu Awnas dodam link z tym blogiem.

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 13

- Że co? - zapytał Ross.
- To Albert zabił pielęgniarkę i bibliotekarkę. Był pod wpływem Shetaniego.
- On nawet nie istnieje - prychnął chłopak. Spojrzałam na Iris z nadzieją, że przemówi mu do rozumu.
- Myślę, że Laura ma rację. Jak inaczej można wytłumaczyć to, że zmienia mu się kolor oczu.
- Kąt padania lub rodzaj światła?
- Z zielonych na złote - tak, to na pewno zależy od światła. - Wzięłam od Iris książkę i przewróciłam kilka kartek.
- Będziecie mi to udowadniać? - zapytał Ross, widząc, że czegoś szukam.
- Tak. Słuchajcie. W magicznej strefie do walki używa się Uroku. Pozwala on stworzyć broń lub walczyć bezpośrednio magią. Można też dzięki niemu przejąć kontrolę nad ludźmi, elfami lub innymi stworzeniami. Aby to zrobić należy przez setki lat ćwiczyć. Setki lat, rozumiecie? Jedynie my potrafimy władać Urokiem, ale nie jesteśmy nieśmiertelni. Żyjemy tak długo jak ludzie. Tylko Shetani mógł się tego nauczyć.
- Może masz rację… Chodźmy już stąd - zaproponował chłopak. Wstali i ruszyli w stronę wyjścia.
- Zaraz was dogonię. Muszę tylko coś zrobić.
- Dobrze, ale masz na siebie uważać - powiedział Ross. Patrzyłam jak oddalają się ode mnie, a kiedy byli wystarczająco daleko, otworzyłam Kodeks. Przeszukałam kilka kartek i wreszcie znalazłam stronę z rysunkami i podpisami. Podwinęłam rękaw i odkryłam tajemniczy znak. Szukałam takiego samego na obrazkach. Znalazłam dokładnie taki sam - czarny okrąg, a wewnątrz niego ogień.
- Znak Shetaniego - przeczytałam w myślach. - Oznacza poddanie się woli Nieśmiertelnego Elfa. Zostaje naniesiony na skórę po przejęciu przez Shetaniego ciała ofiary. Na początku XVIII wieku zaczęto dobrowolnie wykonywać taki wzór przez grupy chcące pokazać swoją wiarę w Shetaniego w sposób widoczny dla wszystkich.
Przestraszona odrzuciłam od siebie książkę. To było niemożliwe...

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 12

Rozdział 12

- To książka bez autora… - powiedziała Iris i otworzyła księgę.
- Może wyjdziemy? Tu jest dziwnie - zapytałam. Nie chciałam znowu spotkać tamtego mężczyzny.
Wyszliśmy do głównej biblioteki i usiedliśmy przy ścianie.
- Czytaj - powiedział Ross do Iris. Dziewczyna otworzyła książkę w czarnej oprawie na pierwszej stronie.
- Akt pierwszy… - zaczęła.
- Akt? To kodeks! - prawie wykrzyknęłam.
- Na to wychodzi - powiedział Ross i uśmiechnął się do mnie.
- Akt pierwszy. W tysięcznym roku naszej ery ludzie zdali sobie sprawę jak ważna jest natura. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn, w trakcie wycieczki na najbliższy niebu szczyt, zostali oświeceni przez Matkę Naturę. Znaleźli najpiękniejszy krajobraz świata, a Pani Przyrody dała im moc opanowania Uroku. Przyjęli dar, a kiedy nadarzyła się okazja, aby stworzyć krainę tylko dla nich użyli Uroku i w ciągu czterech dni powstało Awnas. 
Iris przestała czytać.
- Co się stało? - zapytałam.
- To jest niemożliwe…
- Co jest niemożliwe? Iris?
Dziewczyna westchnęła i pokazała nam miejsce, w którym skończyła. Tutaj powinien się skończyć Pierwszy Akt, ale on trwał dalej.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że wszystko czego się nauczyliśmy to kłamstwo. W każdym domu jest poprawiony Kodeks, w którym nie ma kilku fragmentów - powiedziałam i spojrzałam na Iris. Kiwnęła głową i wróciła do czytania.
- Gdy Pierwsze Elfy przeprowadziły się do nowostworzonej krainy postanowiły, że podzielą się nią z ludźmi. Przeciwny temu był jeden z nich - Shetani. Chciał zatrzymać krainę tylko dla siebie. Nie chciał, żeby ktoś poznał ich sekrety. Gdy Cordis, Tausi i Ebon nie pozwolili mu na to, zakradł się do ich komnat i zabił dwunastoma pchnięciami sztyletem.
- Koniec?
- To tylko początek. Akt Drugi. Shetani rósł w siłę, w końcu stał się nieśmiertelny. Nie wiedział co ma robić w Awnas samotnie. Coraz częściej wracał do świata ludzi, gdzie została jego rodzina. Widział jak się starzeją, a swojego syna, który uzyskał dzięki niemu władzę nad Urokiem, posłał do jednej z rodzin. Matka Natura, która starała się podarować Awnas innym dała moc ludziom bardzo związanym z przyrodą. Starali się zabić Shetaniego, ale udało im się tylko go osłabić. To ci ludzie zapoczątkowali istnienie Elfów, które do dzisiaj zamieszkują Awnas, ale wśród nich żyją potomkowie jedynego ocalałego Pierwszego Elfa. Różnią się od reszty, ale niewiele.
- Przodkiem Alberta jest Shetani... - wymruczałam pod nosem.
- Co?
- Skoro nie istnieją mieszańcy to on musi być potomkiem Shetaniego.
- Wymyślasz, Laura. Każdy wie, że kiedy Elf zwiąże się z człowiekiem mamy mieszańca - zaśmiał się Ross. Przyjrzałam się mu.
- Skoro tak, to dlaczego nic o tym nie pisze w Kodeksie?
- Na pewno zaraz będzie. Prawda? - spojrzał na Iris.
- Raczej nie. Akt Trzeci. Shetani nauczył się panować nad Urokiem w sposób idealny. Potrafi pojawić się i zniknąć w odpowiednim czasie, może zmieniać postać i umie kontrolować innych. Żeby zobaczyć kto jest jego ofiarą należy spojrzeć w oczy osobie, którą może manipulować - będzie mieć złote oczy.
- Albert - szepnęłam.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 11

Rozdział 11
Ale szukanie wcale nie było takie łatwe. Rozdzieliliśmy się i każde z nas poszło w inną stronę.
Chodziłam między regałami, kiedy zobaczyłam drzwi. Podeszłam do nich. Starałam się je otworzyć, ale były zamknięte, pewnie na klucz.
Dawno temu, mój tata pokazał mi coś ciekawego. Nigdy nie było mi to potrzebne, ale za jego namową zawsze miałam coś przydatnego. Sięgnęłam ręką do kieszeni spodni i wyciągnęłam pensetę. Przez minutę manewrowałam przy zamku, aż w środku zgrzytnęło. Nacisnęłam klamkę, a drzwi ustąpiły. Weszłam do ciemnego pomieszczenia.
Skup się, Laura, pomyślałam i zamknęłam oczy.
Wyobraziłam sobie światło. Światło tak bardzo podobne do tego, które daje nam Słońce. Otworzyłam oczy, ale nadal było ciemno.
Spróbowałam jeszcze raz, i jeszcze raz, ale wszystkie próby nie przynosiły skutku.
Przecież to moja wyobraźnia!
Spróbowałam znowu, pewna, że gdy otworzę oczy będzie jasno. I było.
Rozglądnęłam się po dobrze oświetlonym pokoju. Przede mną stała szklana gablota z książką w środku.
Podeszłam do niej i przyjrzałam się okładce. Uśmiechnęłam się i wybiegłam do centralnej części biblioteki.
- Iris! Ross! Znalazłam! - krzyczałam.
Nie odpowiadali, więc poszłam na ich poszukiwanie. Snułam się pomiędzy regałami.
Chciałam postawić następny krok, ale zobaczyłam na jasnych płytkach coś czerwonego. Strużka krwi płynęła w moją stronę.
- Iris! Ross! - krzyknęłam i pobiegłam przed siebie. Zobaczyłam ich ciała. Zabito ich tak jak bibliotekarkę i pielęgniarkę - dwunastoma pchnięciami nożem lub sztyletem. Nie wiem.
Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać.

Otworzyłam oczy. Siedziałam na podłodze w pokoju z gablotką. Nie wiedziałam jak się tu dostałam.
- Jesteś odważna - usłyszałam. Spanikowana rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kilkadziesiąt centymetrów ode mnie zauważyłam czarny dym.
- Czym jesteś? - zapytałam.
- Raczej kim - zaśmiał się głos i przede mną pojawił się młody mężczyzna. Miał czarne włosy i oliwkową skórę, ale coś w jego wyglądzie mnie niepokoiło. Poza tym zjawił się w magiczny sposób.
- W takim razie: kim jesteś?
Spojrzał na mnie. Miał czarne oczy.
- Widzisz, Lauro... Jesteśmy do siebie niesamowicie podobni. - Uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Był zbyt idealny, by żyć naprawdę. - Oboje jesteśmy związani.
- Związani? W jakim sensie?
- Zostałaś naznaczona. To skutek uboczny. - Uchylił rękaw czarnej bluzy, pokazując mi ten sam znak, który mam na swojej ręce. W tym samym miejscu.
- Jeżeli coś powiesz o naszym spotkaniu, twoich przyjaciół czeka to co widziałaś. A to mi nie umknie.
Znikł, pozostawiając po sobie czarny dym, który po chwili się rozmył.
Wstałam z podłogi i wyszłam z pokoju.
- Znalazłam coś! - krzyknęłam. Ku mojej uldze Ross i Iris zjawili się prawie natychmiast.
Podeszliśmy we trójkę do gabloty, a kiedy Iris przyglądała się książce, chwyciła Rossa za rękę.
Spojrzał na nasze złączone dłonie i uśmiechnął się dosyć nieśmiało.
- To chyba to - powiedziała Isia i podniosła szybę. Spodziewałam się jakiegoś alarmu, ale jego brak był dla nas zbawieniem.

~~*~~*~~
Tym razem Verini nie sprawdzała rozdziału, więc mam nadzieję, że nie jest bardzo źle.
Dziękuję za komentarze od Karcii Lynch, Raury na zawsze i ponczka54.


niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 10 cz. 2

Iris i Ross stanęli koło mnie. Przykucnęłam i złapałam obraz. Z pomocą Lyncha przesunęłam wielkie malowidło. Pod nim znajdowała się drewniana klapa. Złapałam za uchwyt i pociągnęłam ją do siebie. Nie ustąpiła, a ja wylądowałam na blondynie. Jak najszybciej się od niego odsunęłam i strzepnęłam z siebie nieistniejący brud.
Iris wyciągnęła z kieszeni klucz, który skopiowała od oryginału nauczyciela. Włożyła go w zamek i razem otworzyłyśmy klapę. Spojrzałam w dół. W dziurze było ciemno, ale zdołałam zauważyć drabinę.
- Pójdę pierwsza - wypaliłam i zrobiłam krok. Ross złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Wylądowałam twarzą do niego. Byliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Ross nachylił się do mojego ucha.
- Oboje wiemy, że cię tam nie puszczę - szepnął. Przez moje plecy przeszedł dreszcz. Wyrwałam się z jego uścisku.
- To nawet lepiej jeśli pójdziesz pierwszy. Może cię coś zje.
Uśmiechnął się do mnie drwiąco i podszedł do klapy. Po chwili nie było go widać.
- Podobasz mu się. - Iris dała mi kuksańca z wielkim bananem na twarzy.
- Ale on mi nie - stwierdziłam.
- Och, sama się oszukujesz. Myślę, że gdybyś go bliżej poznała mogłabyś się w nim zakochać.
- Nonsens!
- Tak? A może zakład?
- Zależy jaki - powiedziałam.
- Weźmiemy go ze sobą na wyprawę. Jeśli będziesz z nim dopóki się nie skończy to... - mówiła cicho.
- To?
- Pomogę ci w czym będziesz chciała.
Ten pomysł wcale nie był taki zły.
- Łatwe. Jak wygram to pomożesz mi w odnalezieniu ojca. - Taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Iris spojrzała na mnie zdziwiona. - Opowiem ci o tym jak wygram.
- Ale jeśli przegrasz...
- Właśnie - jeśli przegram.
- Jeszcze coś wymyślę.
- Idziecie czy nie? - Usłyszałyśmy.
Spoglądnęłam kątem oka na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się w duchu.
- Już idziemy! - krzyknęłam i podeszłam do dziury w podłodze. Położyłam stopę na szczeblu drabiny i zaczęłam powoli schodzić. Chwyciłam się mocno drabiny.
Nie patrz w dół. Tylko nie patrz w dół.
Zamrugałam oczami kilka razy i popatrzyłam pod siebie. Było ciemno, ale zauważyłam zarys postaci Rossa. Zakręciło mi się w głowie. Poluźniłam uścisk dłoni, którymi trzymałam drabinę. Spróbowałam postawić nogę na niższym szczeblu. Rozglądnęłam się. Nie wiedziałam co się dzieje, nie myślałam logicznie. Puściłam się.
Krzyknęłam, gdy zaczęłam spadać.
Zamknęłam oczy.
- Laura, co się dzieje?
Zamrugałam i uśmiechnęłam się na widok Rossa. Pewnie mnie złapał.
- Cześć, Ross. Wiesz, że jesteś bardzo fajny?
- Lau, co ci się stało? Źle się czujesz? - zapytał zmartwiony.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Wyciągnęłam rękę i położyłam mu ją na policzku.
Zasnęłam.

Syknęłam, gdy się obudziłam. Otworzyłam oczy i chwyciłam się za rękę. Przeniosłam wzrok na nią i zobaczyłam czarny znak na wewnętrznej stronie nadgarstka. Dotknęłam go i jęknęłam. Ból przeszywał całe moje ciało.
- Ross, Laura się obudziła!
Usłyszałam głos Iris, który zdawał się dobiegać z daleka. Zmrużyłam oczy. Iris podbiegała do mnie. Była otoczona jakby blaskiem.
- Zobacz, jesteśmy w bibliotece - powiedziała kucając koło mnie.
Zamrugałam kilka razy i odzyskałam ostrość widzenia.
Siedziałam w kącie jasnego pomieszczenia. Regały z książkami były tak duże, że sięgały do sufitu.
Wstałam i podeszłam do Rossa, który stał przy jednym z biurek.
- Co się stało?
- Po prostu spadłaś...
- Ale kiedy zeszłam i znaleźliśmy bibliotekę zobaczyłam, że masz coś na ręce.
Mimowolnie spojrzałam na rękę.
- A znaleźliście książkę bez autora?
- Iris mi o tym mówiła. Jeszcze nie - powiedział Ross i usiadł na krześle.
- Zacznijmy szukać.

~~*~~*~~
Przepraszam, że tak krótko, ale znowu musiałam zatrzymać.
Od dzisiaj rozdziały będą krótsze, ale częściej dodawane.

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 10 cz. 1

Następnego dnia było wolne - miało tak być już do końca tygodnia z powodu tajemniczych zabójstw.
Po południu leżałam na swoim łóżku czytając książkę, którą pożyczyłam od Iris. Nie było jej w pokoju, ponieważ wyszła na spotkanie z Calumem.
Przewróciłam kolejną kartkę i usłyszałam trzask. Obróciłam głowę w stronę wejścia. Zobaczyłam obładowaną rzeczami przyjaciółkę.
- Przepraszam cię, Laura. Przyniosłam kilka rzeczy - powiedziała i zrzuciła wszystko co miała w rękach na swoje łóżko.
- Co to jest? - zapytałam.
- Pożyczyłam od Caluma.
- No tak, ale czemu?
- Dzisiaj szukamy podziemnej biblioteki. Musimy się przygotować. - Dziewczyna podeszła do składowiska rzeczy i rozkopała je jeszcze bardziej.
Przyjrzałam się krytycznie przedmiotom. Zauważyłam wśród nich latarkę, śpiwór, plecak i torbę.
- Jaka część z tego wszystkiego jest ci potrzebna?
- Wszystko!

Spojrzałam na nią nie dowierzając.
- Czemu?
- Albert uciekł ze szkoły. To znaczy, że może mieć coś wspólnego z zabójstwami.
- A my co mamy zrobić?
- Znaleźć go.
Te dwa słowa mnie poraziły. Miałam uciekać ze szkoły po to, żeby sprawdzić czy przypuszczenia Iris są słuszne?
- Na razie w nic nie wchodzę. Jeśli się czegoś dowiemy w bibliotece to
- To świetnie! Pomożesz mi to schować?
Uchyliłam lekko drzwi i rozglądnęłam się po korytarzu. Wyszłam, a za mną Iris. Chociaż było już ciemno, nie świeciłam lamp. Usłyszałam huk. Odwróciłam się i zobaczyłam pęknięty wazon z kwiatami.
- Przepraszam - szepnęła Iris.
- Rób dokładnie to co ja.
Byłam świetna w skradaniu się. Przychodziło mi to łatwo, bo byłam niska i lekka. Stąpałam spokojnie i cicho. Co innego Iris, która chociaż była szczupła, była też wysoka, co utrudniało jej skrywanie się. Tupała idąc.
Zeszłyśmy po schodach do drzwi wyjściowych od budynku Juniorów. Otworzyłam drzwi wpuszczając zimny wiatr do środka. Przebiegłyśmy odległość między zamkiem a pokojami uczniów. Weszłyśmy, zatrzaskując drzwi. W ciemności z trudem odnalazłam drogę do lochów. Przyglądałyśmy się ścianom w poszukiwaniu obrazu.
- Ałć! - usłyszałam. Odwróciłam się w stronę Iris.
- Tym razem to nie ja robię hałas.
Westchnęłam cicho. Skoro nie mogę dowiedzieć się kto to był to czemu mam szukać? Mam przerywać poszukiwania obrazu?
- Zobacz to! - Iris przywołała mnie do siebie. Stanęłyśmy naprzeciw drzwi z numerem osiemnaście.
- Ryzykujemy? - zapytałam.
- Ryzykujemy.
Iris otworzyła drzwi i weszłyśmy do ciemnej, przygnębiającej sali. Dwuosobowe ławki ze starymi, niszczącymi się krzesłami, były poukładane po bokach sali.
Rozejrzałam się uważnie po ścianach pokoju, ale nic nie znalazłam.
Podskoczyłam na odgłos skrzypienia.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam.
- Pytanie - co wy tutaj robicie?
Miałam go już dość! Stał przede mną ze swoim głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Dobrze wiesz, że nigdy ci nie odpowiem...
- Ty może nie, ale Iris tak.
- I ty przeciwko mnie? - zapytałam z żalem spoglądając na przyjaciółkę.
- Nic nikomu nie mówiłam.
- To prawda - odrzekł Ross uroczyście. - Byłbym głupi gdybym nie zorientował się, że coś się święci. Iris pożycza od kogoś śpiwór?
- Ale to nie tłumaczy dlaczego tu jesteś. - Założyłam ręce na piersi.
- Martwiłem się o ciebie. I Iris też. - Odwróciłam się obrażona. - Hej, nie zachowuj się tak, to jest po prostu dziecinne!
Ruszyłam przed siebie, dalej szukając obrazu. Nagle się potknęłam i musiałam zrobić kilka kroków, żeby utrzymać równowagę. Spoglądnęłam pod nogi i zobaczyłam obraz przedstawiający węża.
- Chyba znalazłam...

~~*~~*~~
Cześć!
Musicie mi naprawdę wybaczyć długość tego rozdziału. Po prostu nie mogłam się powstrzymać i musiałam skończyć w tym momencie.
Bardzo dziękuję za komentarze Karci Lynch i ponczka54, która nominowała mnie do LBA.
Jeżeli chce Wam się czytać dalej to zapraszam.

1. Jak długo prowadzisz bloga?
Tego zaczęłam pisać w czasie przerwy świątecznej, ale założyłam go dopiero 7 stycznia tego roku.

2. Ile blogów czytasz?
Oj, mało, mało. Dla niektórych pewnie zbyt mało.

3. Czy jesteś zaprzyjaźniona z jakimś innym bloggerem?
Chodzę do klasy z Verini.

4. Skąd inspiracja na rozpoczęcie bloga?
Nudziło mi się i nie mogłam zasnąć, więc wymyśliłam historię o elfach.

6. Jak długo masz jeszcze zamiar prowadzić bloga?
Nie wiem. Jeszcze trochę tajemnic zostało.

7. Co sądzisz, o znajomościach internetowych?
Nie wiem. Mam do nich mieszane uczucia.

8. Co sądzisz o rockowej muzyce?
Muzyka jak każda inna, a że słucham dużo gatunków kilka razy się na nią natknęłam.

9. Jak idzie Ci z angielskim?
Według moich ocen bardzo dobrze i celująco.


10. Ulubiony wykonawca?
Nie mam. 


11. Ostatnia przeczytana książka?
"Niezgodna"

12. Twój model telefonu?
MyPhone Cube.